niedziela, 14 maja 2017

CHAPTER FIFTEEN: You know you make me wanna shout!




Był wściekły. Nie, to chyba za mało powiedziane. Był zły, wkurzony, wkurwiony jak mało kto. Zmiął gazetę, ale nic to nie dało. Zdjęcie jego i Harriet, powyginane na wszystkie strony, wciąż wystawało na wierzchu, a nagłówek kłuł go w oczy. Rzucił kulą papieru w stronę kosza, ale nie trafił. To zdenerwowało go jeszcze bardziej. Podszedł nerwowoym krokiem do śmietnika i zaczął kopać, w niego, w gazetę, w torebkę po krakersach, która z niego wypadła, w ścianę, pod którą stał, we wszystko. Kiedy się wreszcie zmęczył, usiadł na podłodze i wsunął palce we włosy. Co się z nim działo?
Nie potrafił zliczyć, jak długo był z Harriet. Cztery lata? Pięć? Wydawało się, że chodzili ze sobą od wieków. Pamiętał wszystkie jej wystepy, na które udało mu się przyjechać. Był z nią, kiedy jej rodzice zginęli w wypadku. Wspierał ją, gdy musiała zająć się całkiem sama Mickeyem. Cieszył się razem z nią, kiedy dowiedziała się, że będzie mogła wziąć udział w programie. A teraz? Z powodu jakiegoś gnoja w rurkach wszystko zaczęło się sypać.
Nigdy nie było łatwo. Rita przyciągała facetów. Miała świetną figurę, piękną twarz, niepowtarzalny sposób poruszania się, nawet gdy gotowała wodę na herbatę, cięty dowcip, była zdyscyplinowana, wszystko umiała poukładać na swoim miejscu. Do tego skończyła szkołę z wyróżnieniem, zdobyła tyle nagród tanecznych, że dwa razy kupowali nową półkę, bo nie było ich gdzie stawiać. A on był zazdrosny. Zresztą, który facet nie czułby zazdrości, widząc te spojrzenia, słysząc te dwuznaczne komentarze na jej temat. Z jednej strony czuł się dumny, że zdobył taką dziewczynę, a z drugiej chciałby ją zamknąć pod kloszem, jak różę w "Pięknej i Bestii" i nikomu nie pokazywać. Nienawidził tego, że opinia innych ludzi spływała po niej bez mrugnięcia okiem. Miał czasem ochotę wejść do jej głowy, dowiedzieć się, co myślała o tamtym facecie, który się za nią obejrzał na ulicy albo o tym kelnerze, który napisał na odwrocie jej rachunku numer telefonu. Rachunek wyrzuciła, ale może zapamiętała numer? Nie skomentowała tego, mimo że poruszał ten temat wielokrotnie. Denerwowała się, że podejrzewał ją o chęć zdrady, ale jak miał się niby zachować, skoro ona nie chciała mu nic powiedzieć? Może tamten koleś był przystojniejszy w jej mniemaniu? Bardziej inteligentny? Umiał lepiej tańczyć?
Matta przebolał. Matt był przy niej niemal tak długo jak on. Czuł do niego niechęć, zwłaszcza gdy razem wyjeżdżali na turnieje, ale to uczucie trochę zmalało, gdy Matt się ożenił. Z drugiej strony, mało mężów zdradza żony? A jeśli ożenił się z Amy tylko dlatego, bo nie mógł być z Ritą? Został we friendzone?
A teraz na widowni pojawił się Harry Styles. Piosenkarz, gwiazdor, z tłumami nastolatek latającymi za nim dosłownie wszędzie, słynny z zachrypniętego głosu, miliona tatuaży, romansów z kobietami w każdym wieku i muzyki cukierkowego boysbandziku One Direction. Kiedy tylko dowiedział się, z kim Harriet będzie tańczyć, wyszukał o nim wszystkie informacje w internecie i przeraził się. Jeszcze nigdy nie czuł się tak zagrożony przez jakiegokolwiek faceta. Odetchnął z ulgą, kiedy Rita po pierwszym treningu zadzwoniła do niego i pierwszy raz w życiu wylała cały potok zażaleń na swojego partnera. Niemal zawsze gdy się widzieli, komentowała treningi, narzekała na spóźnialstwo Harry'ego, jego niadbalstwo, charakter, złe podejście do tańca. I o ile na początku czuł się po tych rozmowach spokojniej, o tyle po kilku tygodniach niepokój powrócił. Miał dośc słuchania w kółko o cha chy, quickstepie, pomylonych krokach, butach do tańca i o Stylesie. Ten temat wypływał co pięć minut, nie dał się niczym zbyć. Jak irytujący kamień w bucie. Jak kot wrzeszczący nocą pod oknem. Rita zachowywała się, jakby miała obsesję na punkcie tego faceta. Zaczęli się poważnie kłócić. Wcześniejsze sprzeczki o innych gości były niczym w porównaniu z awanturą przed ostatnim odcinkiem Strictly Come Dancing.
Kazał jej przysiąc, że Harry nic dla niej nie znaczył. Przyrzekła, zaznaczając, że musi go doprowadzić tylko do siódmego odcinka. Taka była umowa, potem wszystko jedno, miało to zależeć od samego Harry'ego. Tylko dzieki tej obietnicy pojechał z nią do studia, obserwował próbę generalną, pilnował Mickeya, który co chwilę próbował zwiać między wieszaki z kostiumami i oglądał program. Na próbie nie działo się nic, oprócz ogólnego zamieszania i zdenerwowania przed nagraniem na żywo. Dopiero podczas odcinka live poczuł, że tamta zazdrość to było jeszcze nic. Wtedy poczuł prawdziwą nienawiść do Stylesa. Rita wyglądała cudownie. Tańczyła wspaniale. A on... Patrzył na nią ciągle, wodził za nią wzrokiem, obejmował ją ramieniem. A kiedy przytulili się po ogłoszeniu ich wyników, po prostu nie wytrzymał i wyszedł z sali nagrań. Zapomniał o Mickeyu, zapomniał o programie, zapomniał o całym świecie. W głowie miał tylko Ritę, uśmiechniętą, szczęśliwą, w ramionach tamtego faceta. Co z tego, że to był program. Co z tego, że robili to na pokaz. Musiało w tym być trochę prawdy! On z Ritą miał może tylko jedno zdjęcie, na którym uśmiechała się w TEN sposób.
Wstał z podłogi i zaczął krążyć po sali treningowej. Myślenie go wykańczało. Nie spał całą noc, nie mógł się zmusić, żeby do niej zadzwonić. Ona zresztą i tak się nie odezwała. Pewnie była wściekła za brata. Ale on naprawdę nie mógł stać tam i patrzeć się na nich razem! A dzisiaj poszedł do sklepu po wodę i kanapkę na śniadanie, i zobaczył stoisko z gazetami. Ich twarze były na The Mirror i Daily London. Media szybko złapały temat, nic tak dobrze się nie sprzedaje, jak prywatne życie gwiazd. W artykule nawiązali do posyłanych sobie spojrzeń, do wypowiedzi podczas programu, do nagrań z treningów... A jego z każdym kolejnym słowem coraz bardziej bolała głowa. W końcu zmiął kupioną gazetę, ale nawet nie mógł nią trafić do pieprzonego kosza!
Stanął na wprost lustra i wyprostował się. Wygładził kimono i wyprostował pas. Za pół godziny miał zacząć trening z najmłodszymi karatekami. Wziął głęboki wdech i zaczął powtarzać sekwencje Sanseru, a potem Wankan. Tak dla uspokojenia. Inaczej każdy cholerny bachor dostałby łomot zamiast pieprzonego Stylesa.

<***>

- To się nie uda - operator ze zrezygnowaniem popatrzył na parę numer pięć, siedzącą na wprost niego na parkiecie. Harry pokręcił głową i położył się na podłodze. Rita oparła głowę na kolanie i zamknęła oczy.
Był wtorek, a to oznaczało, że mieli tylko trzy dni na zatwierdzenie materiału do kolejnego odcinka. Wybrali piosenkę, Harry niemal całkiem wyuczył się choreografii, ale kompletnie nie mieli co pokazać przed występem. Reżyser zasugerował im jakiś głębszy wywiad, może zaproszenie na trening jakiejś znanej osoby, ale wszystkie te pomysły spaliły na panewce. Nie mieli nic oprócz pustki w głowie.
Rita nie spodziewała się, że sprawa z Davidem tak na nią wpłynie. Uważała się za silną psychicznie, twardą kobietę, a tymczasem każda jedna myśl o poprzednim odcinku sprawiała, że narastała w niej złość. Nie mogła się skupić na układzie. Wymyślała jakieś proste kroki, łączyła je banalnymi zmiennymi, żeby tylko mieć to z głowy. Spojrzała kątem oka na Harry'ego. Nic dziwnego, że tak szybko nauczył się układu, skoro kompletnie zawaliła i obniżyła próg trudności. To nie była prawdziwa Harriet i to mógł być jej najgorszy tydzień w całej tanecznej karierze, zaraz po tamtym koszmarnym okresie, gdy zginęli jej rodzice.
Harry też nie czuł się tak samo. Miał wrażenie, że bierność Rity odbierała mu zapał i motywację do tańca. Jakoś czuł większą presję, gdy na niego wrzeszczała, obklejała go taśmą i listwami lub po prostu trzaskała drzwiami, wychodząc do łazienki. Teraz była zdecydowanie za cicha. I zbyt powolna. Dobrze, że nie mieli tańczyć samby czy cha chy, bo całkiem by zginęli z takim tempem.
- Okej, ludzie - Felix próbował jakoś ich zmotywować do działania. - Pomysły! Dajcie jakieś pomysły!
- Niby jakie? - Rita podniosła głowę. - Nie mamy kogo zaprosić. Zespół ma przyjść na odcinek, kiedy będą występować, o ile w ogóle do tego doczłapiemy.
- A jakiś znany tancerz? - spytał bezradnie kamerzysta.
- Miałam zamiar zaprosić Matta, ale akurat w tym tygodniu wyjechał.
- Matt nie jest bardzo znany, może ktoś inny... Jakiś sławny mistrz świata, ktokolwiek...
- Matt jest mistrzem świata! Razem ze mną! - Aż poderwała się z miejsca. - Do cholery, czemu nikt nas nie docenia?!
- Okej, sorry. Przepraszam, masz rację - Felix uniósł ręce. - Nie chciałem cię urazić, po prostu...
- Po prostu nic nie mów. - Poradziła mu lodowatym tonem.
- Ed Sheeran w przyszłym tygodniu wraca do Londynu, może być na następnym nagraniu. - Odezwał się Harry.
- Dobra, a jak to nas urządza teraz?! - Harriet wywróciła oczami.
- Nijak. Chodźmy na miasto.
- Co? - Popatrzyła na niego jak na idiotę.
- Normalnie. W X Factorze było nas pięciu i zawsze któryś walnął coś śmiesznego albo głupiego, a tutaj... Nie wiem, niech nas nagrają na spacerze, spotkaniu z fanami, cokolwiek. Tylko weźmy ochroniarzy. Wczoraj pod moim domem był tłum fanek, ledwo wjechałem samochodem do garażu.
Rita wpatrywała się w niego bezmyślnie. Spotkanie z fanami? Delikatnie mówiąc, nie przepadała za rozdawaniem autografów, zdjęciami z obcymi ludźmi, w takich momentach najchętniej chowałaby się w garderobie. Na turniejach tańca podczas sesji zdjęciowych lub podczas podpisywania zdjęć była tak przeraźliwie drętwa, że ludzie po spotkaniu z nią na konferencji prasowej byli w szoku, obserwując ją potem na parkiecie. Parkiet był święty. Tam nic jej nie rozpraszało, mogła być sobą, tam mogli jej robić zdjęcia, krzyczeć jej imię, a ona po prostu tańczyła, wirowała, żyła w innym świecie. Na konferencjach główną rolę przejmował Matt, on świetnie dogadywał się z ludźmi. W programie było inaczej, czuła się prawie jak na turnieju, gdzie otaczali ją w większości technicy, asystenci, makijażyści, kostiumolodzy, reżyserowie. Fani pojawiali się jedynie na nagraniach, pobyli w studio przez kilka godzin i potem znikali. A ona wcale nie musiała mieć z nimi kontaktu. Na odległość było to proste.
- Tak jest! - Felix zapalił się do tego pomysłu. - Moglibyście zatańczyć w plenerze. Czekajcie tylko zadzwonię po większą ekipę, zrobicie sobie treniw jakimś parku... - wciąż mówiąc, wycofał się z sali i zaczął gdzieś wydzwaniać.
- Po co mamy tam iść? Ktoś nas zobaczy. - Skrzywiła się Harriet.
- Co ty, ludzi się boisz? - Zaśmiał się Harry.
- Nie... Czemu mam się bać ludzi? - Odwróciła wzrok.
- Potańczymy trochę, nagrają swoje sceny i się zwiniemy. Możemy potem pójść na kawę lub coś w tym rodzaju...
- Nie ma mowy! - Przerwała mu gwałtownie. - Żadnej kawy!
- Nie pijesz? - potrząsnęła głową. Styles westchnął. - A może boisz się, że nas razem zobaczą i potwierdzą sobie plotki? - Nie odezwała się. - Gadałaś ze swoim chłopakiem?
- Nie.
- Nie rozmawialiście od niedzieli?
- Nie.
- I nie chciał wyjaśnień w związku z artykułem?
- Nie.
- No to jesteście dziwną parą - podsumował Harry, przeciągając się. Rzuciła mu wściekłe spojrzenie.
- Na pewno twoje dziewczyny były super normalne i nie miałeś z nimi żadnych problemów!
- Tego nie powiedziałem. - Stanął nad torbą i zaczął szukać wody. - Nigdy nie miałem normalnego związku.
- To znaczy? - zapytała mimowolnie i zaraz ugryzła się w język. Co ją to właściwie obchodziło?
- To znaczy, że związki z podstawówki i liceum nie były na poważnie. A od czasu One Direction... - wziął sporego łyka wody. - ... od X Factora nie miałej normalnej dziewczyny. Caroline Flack. Starsza o dziesięć... Dziesięć? Nie pamiętam, coś koło tego. Cara Delevigne. Chciała być ze mną dla zabawy. Sprawdziła, jestem dobry, ale jednak jest lesbijką. Albo bi. Dalej Kendall Jenner. Nie dość, że Kardashianka to jeszcze mało jej było sławy, trzeba było się pokazać ze mną. Nadine Leopold. To samo, kolejna modelka, która potrzebuje się wybić. I oczywiście Taylor Swift. To mogłoby wyjść, ale ona serio czasem zachowuje się psychicznie. Nie mogłem być na każde jej wezwanie, miałem swoją karierę, więc już koniec. Plus okazałem się genialnym materiałem na łzawe piosenki o rozstaniu. Jak ci się podobało?
Harriet siedziała bez ruchu, wpatrując się w Harry'ego. Jasne, wiedziała o jego romansach i tych wszystkich plotkach. Wiedziała, że jest playboyem. Ale jednak... poruszyło ją coś innego.
- Przykro mi, Harry.
- Niby czemu? - uśmiechnął się sarkastycznie.
- Że żaden z twoich związków nie wypalił. I że wciąż jesteś sam.
- Mnie to nie przeszkadza. - Wzruszył ramionami. - Nie możesz być szczęśliwy w związku, jeśli obie strony nie dzielą zainteresowań i nie są zdolne do wyrzeczeń dla siebie. Jak każdy patrzy na czubek własnego nosa, to nie ma szans przetrwać.
- Szukasz tej właściwej?
- Nie. - Wrzucił butelkę do torby. - Kiedyś się znajdzie. A na razie mogę korzystać z każdej dziewczyny, która będzie chętna. A tych wcale nie brakuje.
- Jesteś obrzydliwy. - Zmarszczyła brwi.
- Bo jestem szczery? One nie chcą być ze mną w blasku fleszy. Chcą się zabawić. Żadna nie chce być zjedzona przez paparazzi i tabun fanek, zwłaszcza Larries.
- Kogo? - Nie zrozumiała, o czym mówił.
- Fanek, które wymyśliły sobie, że ja i Louis jesteśmy ukrywającą się przed światem parą gejów. - Prawie zakrztusiła się powietrzem.
- Przecież on ma dziewczynę!
- I co z tego? One twierdzą, że to tylko broda. Przykrywka.
- Boże, jak ona się musi czuć...
- Jak gówno. - Podsumował Harry. - Znam ją dłużej niż chłopaków i czasem rozmawiamy. Psychicznie nie da się wytrzymać tej nagonki. Popatrz kiedyś na Twittera, na Facebooka, na te wszystkie konta Larry Shippers.
- Nie wyobrażam sobie żyć z myślą, że nienawidzi mnie jedna czwarta świata. - Wzdrygnęła się Harriet.
- Jeżeli faktycznie one pomyślą, że mamy romans, to cóż... Przyzwyczajaj się. Ciebie też będą nienawidzić.
- I ty mówisz to ot tak? - Zawołała z lekkim szokiem. - Mam się przyzwyczajać do nienawiści?
- Rita - Kucnął przed nią i spojrzał jej prosto w oczy. - Masz łatwiej. Przyzwyczaiłaś się, że wokół ciebie jest pełno ludzi, którzy chcą osiągnąć to co ty. Nie obchodzi cię opinia innych. Polubiłem cię, wbrew wszelkiej logice, więc dobrze ci radzę, ignoruj hejterów, jak to robiłaś do tej pory.
Podniósł się i skierował się do drzwi. Harriet też wstała z podłogi i chwilę za nim patrzyła.
- To dlatego nie masz prawdziwej dziewczyny? - Krzyknęła, zanim wyszedł z sali. - Bo żadna by nie wytrzymała presji?
- Bingo. - Złapał za klamkę i odwrócił się w jej stronę. - A ty masz dobre kwalifikacje na moją dziewczynę. Będę miał to na uwadze. - Mrugnął i zniknął za drzwiami, zostawiając ją z szeroko otwartymi oczami.
- Palant. - Syknęła, kopiąc w kaloryfer. Drgania rozniosły się po całej ścianie. Spojrzała w lustro. - Przecież mam chłopaka. Mam chłopaka, tak?! - Ale jej odbicie nie było tego takie pewne.

<***>

- I pięć, sześć, siedem, osiem! - Rita zrobiła kilka kroków, żeby wsunąć się w ramiona Harry'ego. Odchyliła się w tył, kiedy on obrócił nimi parę razy. Potem płynnie przeszli do ramy i zaczęli od kroku podstawowego, a następnie do kroków po łuku. Nagle muzyka się urwała.
- Co jest? - Harriet posłała dźwiękowcowi mordercze spojrzenie.
- Sorry. - Postukał parę razy w sprzęt. - Nagłośnienie nam padło.
Harry rozejrzał się wokół. Znajdowali się przy fontannach Hyde Parku. Ze względu na pogodę fontanny były wyłączone i oni sami tańczyli w płaszczach, ale przynajmniej mieli schody, na których mogli przećwiczyć zejście. Cała historia przedstawiona w ich tańcu opierała się na motywie przewodnim piosenki "Don't worry be happy". On miał siedzieć na ławce z nosem na kwintę, ona miała zamiar go pocieszyć i wyciągnąć do tańca.
Zbierało się na deszcz, ale mimo to w parku było sporo ludzi. I oczywiście większość zainteresowała się zbiegowiskiem przy fontannach. Wzięli ze sobą kamerzystę, dźwiękowca, oświetleniowca i dwóch asystentów plus sześciu ochroniarzy. Wydawało się, że to jeszcze bardziej przyciągało gapiów, wśród których nie brakowało nastolatek, piszczących na widok swojego idola. Na szczęście trochę się uspokoiły po upomnieniach ochrony, bo inaczej zagłuszyłyby muzykę.
- Chyba mam pomysł... - Powiedział z namysłem. Rita z zaskoczeniem uniosła brwi. Harry bardzo rzadko wykazywał inicjatywę na treningach. W zasadzie nie wykazywał jej wcale. Wsadziła ręce do kieszeni i zacisnęła palce na telefonie i słuchawkach. Co on wymyślił? Zaraz...
- Kamera jest włączona? - spytał i stanął pod słońce, które jeszcze nieśmiało wychyliło się zza chmur.
- Dobra, akcja! - Felix skinął mu głową.
- Dzisiaj mamy nietypowy trening, bo przenieśliśmy się w plener. - Obrócił się, żeby zaprezentować widoki. - Pogoda nam średnio dopisuje, ale mamy parasole, możemy tańczyć do "Deszczowej piosenki". - Zaśmiał się. - W dodatku nawaliło nam nagłośnienie...
"Deszczowa piosenka"? Rita zastanawiała się, czy tak sobie strzelił tytułem, bo zaraz się rozpada, czy faktycznie wiedział, że do niej też da się zatańczyć foxtrota. Wyjęła rękę z kieszeni, żeby odgarnąć włosy z twarzy, ale słuchawki zaplątały jej się w rękaw. Odczepiła je i nagle ją olśniło.
- Mam pomysł! - Krzyknęła, przerywając paplaninę Harry'ego. - Niepotrzebny nam głośnik! - Z uśmiechem pokazała na słuchawki i wyjęła telefon. Kiwnęła głową na Harry'ego. - No, chodź!
Podszedł do niej, a kamerzysta podążył za nim. Włożyła jedną słuchawkę w ucho, a Stylesowi podała drugą. Włączyła "Don't worry be happy" i wyciągnęła ręce do chłopaka.
- Zaczniemy od Spina.
I zaczęli tańczyć, starając się, żeby nie upuscić słuchawek. To już w ogóle nie przypominało klasycznego treningu i chyba oboje się rozluźnili, bo nawet zaczęli się śmiać przy kolejnych potknięciach podczas Chasse Roll czy Contra Check. Odtańczyli prawie cała choreografię, ale nie zatrzymywali się, wciąż wirowali w rytmie foxtrota, jakby uciekając przed goniącą ich kamerą. Wreszcie z końcem piosenki zatrzymali się w pół kroku i wybuchnęli śmiechem, gdy zgromadzeni widzowie zaczęli im bić brawo. Kamerę skierowano na ludzi, a Harry i Rita wykonali ukłon na zakończenie, podczas którego mało się nie przewrócili. Kabel od słuchawek pociągnął ich do siebie tak, że praktycznie się zderzyli. Styles w ostatniej chwili złapał Ritę za rękę. Szybko odzyskała równowagę.
- No, wreszcie wyćwiczyłeś refleks. - Zażartowała, dając mu sójkę w bok.
- Zostałem do tego zmuszony. - Natychmiast jej oddał. Harriet parsknęła śmiechem. W sumie to tego dnia śmiała się pierwszy raz od ostatniego programu. Nigdy też nie czuła się przy Harrym tak swobodnie, niemal jak z Mattem.
Na ich twarze spadły pierwsze krople deszczu. Dziewczyna podniosła głowę i zamknęła oczy. Normalnie zaraz rozłożyłaby parasol albo założyła kaptur, ale dziś jakoś nic nie było normalne.
- Tańczyłaś kiedyś w deszczu? - Otworzyła oczy i spojrzała na Stylesa. Stał w podobnej pozycji jak ona i spoglądał na nią rozbawiony.
- Nigdy nie miałam okazji - odparła.
- No to już masz. - Złapał ją za rękę i zaczął bokiem do niej tańczyć krok podstawowy z foxtrota. Nie namyślając się długo, dołączyła do niego. Za chwilę znowu staneli w ramie i popłynęli w tańcu, ale tym razem mieszając kroki i dodając swoje własne. Nagle Harry zaczął śpiewać.
- I'm singin' in the rain. Just singin' in the rain, what a glorious feelin... I'm happy again. - Rita wykonała obrót pod jego ręką i pozwoliła się unieść do kolejnego wirowania. Pierwszy raz słyszała śpiewającego Harry'ego na żywo i podobało jej się to o wiele bardziej, niż odsłuchane wcześniej nagrania One Direction. Przypomniała sobie, kiedy ostatnio słyszała tę piosenkę i niespodziewanie dla samej siebie postanowiła do niego dołączyć. Kiedy ją postawił, podbiegła do asystenta, zabrała mu dwa duże parasole i wróciła do Harry'ego.
- You have my heart and we'll never be worlds apart, maybe in magazines but you'll still be my star... - Zaśpiewała, wykonując ruchy rodem z "Deszczowej piosenki". - Na co czekasz? - Rzuciła parasol Harry'emu. Przez chwilę stał bez ruchu, aż w końcu uśmiechnął się szeroko i zaczął powtarzać jej ruchy.
- You can stand under my umbrella, you can stand under my umbrella!
- I'm singing in the rain, just singing in the rain!
Śpiewali, tworząc całkiem niezły mash up, skacząc po kałużach i rozpsrykując wszędzie wodę. Przenieśli się na schody, omijając deszczowe potoki w rynsztokach i kontynuowali swój wystep, zapominając o całym świecie. Kiedy wreszcie skończyli, brawa były większe niż po tamtym konkursowym foxtrocie. Rozejrzeli się dookoła ze śmiechem. Rita odgarnęła mokre włosy z twarzy i rozłożyła wreszcie parasol nad głową. Była w szoku, że tyle ludzi zostało mimo deszczu i pluchy, żeby dalej na nich patrzeć. Przez piski fanek Stylesa nie mógł się nawet przebić dźwięk jadącej karetki.
- Chodźmy do nich, zasłużyły chyba na zdjęcie, nie? - Nie pytając jej o zdanie, pociągnął ją za rękę w stronę tłumu. Nawet się nie opierała. W końcu to zwariowany dzień, nie?


___________________________________________________
Surprise! Nowy rozdział dla was xD

Oczywiście najlepsze rozdziały powstają podczas nauki do kolokwium... ech, ta moja motywacja do nauki -_-
Dziękuję wam za wszystko, kochani! Następny rozdział będzie... Jak go dodam heheh xD spróbuję jak najszybciej

Buziaki <3
Roxanne

4 komentarze:

  1. Aaaaaa... nowy rozdział! Normalnie raz w życiu jak mała dziewczynka mogę powiedzieć, że jestem pierwsza. To chyba jak do tej pory najlepszy rozdział. Czekałam na coś tak luźnego, wesołego a tym samym dosyć refleksyjnego. Dzisiaj niestety tak króciutko, ale spieszę się, a potem bym zapomniała skomentować. Powodzenia <3
    Kinga

    OdpowiedzUsuń
  2. Boże babo kocham cię ! Uwielbiam czytać twoje opowiadania :) I znam twój ból xd ja mam jeszcze do zaliczenia biologie i matkę oraz jeden zawodowy a do tego jeszcze sprawozdanie i prezentację na inny zawodowy a w pierwszy piątek czerwca spr z bioli. A tak mi się już nie chce że szok, jedy nie co mi się chce to pisać rozdziały na wattapada xd Ale wierze że dam sobie radę :) Także wiem co to znaczy xd Powodzenia ;) Będę trzymać kciuki za zdanie wszystkie ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Kiedy kolejna część?

    OdpowiedzUsuń
  4. Awwww świetny blog dopiero zaczęłam czytać ale jest super pisz dalej :) <3

    OdpowiedzUsuń